wtorek, 8 lipca 2014

XXII

*Z perspektywy Sophie
Obudziłam się na kanapie w salonie, właściwie sama nie mam pojęcia co tu robię. Podniosłam się do pozycji siedzącej i powoli przeciągnęłam. Drzwi do sypialni  Petera były zamknięte, co oznacza, że wrócił. Wsunęłam na siebie jasne jeansy i białą dość luźną koszulkę. Nie do końca, wiem co mam robić. Nikt przecież nie dał mi poradnika "Jak należy się zachowywać, gdy wszyscy myślą, że nie żyjesz". Weszłam do łazienki obmyłam twarz i związałam włosy w luźny koczek. Nie mogę uwierzyć w to, że właśnie teraz kiedy wróciłam, Will dowiedział się, że żyje, wpakował się w coś takiego. Po chwili patrzenia się w swoje odbicie poszłam do kuchni zrobić sobie kawy i coś do jedzenia. Wyciągnęła kawałek pizzy z lodówki i wrzuciłam do mikrofalówki, w między czasie przygotowała w ekspresie cały dzbanek czarnej kawy. Zjadłam pizzę, popijając ją gorącym napojem przygotowanym chwilę wcześniej.
- Dzień dobry- mruknął Peter przeciągając się w progu. Miał na sobie spodnie od garnituru i nie do końca dopiętą białą koszulę. W dłoni trzymał granatowy krawat.
- Dzień dobry- odpowiedziałam i podeszłam do niego. Nie był w najlepszym stanie, pewnie do późna siedział przeglądając jakieś papiery. Delikatnie dopięłam do końca jego koszulę, wzięła od niego krawat i zawiązałam mu go idealnie na szyi, a na koniec poprawiłam kołnierzyk.
- Dziękuję mamusiu- uśmiechnął się do mnie i spojrzał na kawę. Po czym nalał sobie jej do filiżanki.
- Wiesz coś więcej w sprawie Will'a?- uniosłam brew siadając na krześle barowym przy blacie, a po chwili obok mnie usiadł agent.
- Nie przyznaje się, ale dziś z rana był u niego prawnik. Will chce się przyznać. Wszystko na to wskazuje, nie wybroni się z tego. Nawet ja mu nie mogę pomóc.- na raz wypił całą zawartość filiżanki, po czym wstał.- Im szybciej się przyzna tym lepiej dla niego, powinien to zrobić nawet dzisiaj.- założył swoją marynarkę, wziął kluczyki od samochodu i pośpiesznie wyszedł z mieszkania, a ja znów zostałam sama.

*Z perspektywy Will'a
- Więc jak mój panie adwokacie wszystko gotowe?- uśmiechnąłem się gdy znów na widzeniu z adwokatem zobaczyłem Lil'a.
- Oczywiście wszystko tak jak obmyśliliśmy, robactwo, klimatyzacja, piekarnia i samochód. Wszystko gotowe, teraz tylko muszę powiedzieć im, że chcesz się przyznać do tego i po wszystkim.- Lil podał mi pudełko- Masz tam garnitur, koszulę i krawat na dzisiejszy występ. Jak dobrze zrozumiałem z twojej wiadomości zdjęli ci bransoletę? - uniósł brew.
- Bardzo dobrze zrozumiałeś przyjacielu, wszystko jest idealnie przygotowane to nie może się nie udać.- uśmiechnąłem się- Jesteś pewnie, że nie działają tu kamery?- Lil powoli wstał.
- W 100% takie jest prawo stanowe, że jeśli adwokat nie pozwoli na nagrywanie rozmowy z klientem nie mają prawa tego robić. Mówiłem, że przydadzą mi się te kursy adwokackie- uścisnął moją dłoń, po czym wszedł z pomieszczenia.

~Około trzech godzin później
Ubrałem się w czarny garnitur, który był na mnie szyty na miarę tylko po to abym mógł sam rozplanować położenie kieszonek. Właśnie do jednej z nich mój mały przyjaciel wsunął mi wsuwkę. Do mojej celi weszło 2 uzbrojonych policjantów i zakuli mi za plecami na nadgarstkach kajdanki.
- Przyznasz się w gabinecie sędziego, ponieważ na wolnej sali rozpraw rozpanoszyło się robactwo. Mam nadzieję, że to nie zmienia twojej decyzji?- powiedział wysoki mężczyzna w jasnym garniturze, który stanął przed celą.
- Oczywiście, że nie- mruknąłem starając się nie uśmiechać.
Dosłownie chwilę potem staliśmy już w gabinecie sędziego.
- Przepraszam, ale dziś od rana szwankuje mi klimatyzacja, muszę otworzyć okno- kiedy wzrok wszystkich utkwił na oknie i powiewie powietrza, do tego dusznego pomieszczenia, daną mi wsuwką otworzyłem kajdanki, jednak nie zdejmowałem ich. Wystarczy tylko mocniejsze szarpnięcie i same się otworzą.
- Więc chciałeś się przyznać to tego, że okradłeś muzeum.- Sędzia zasiadł na swoim krześle przy dębowym biurku.
- Ależ oczywiście, jestem niewinny i udowodnię tego- mruknąłem i spojrzałem w stronę kamery. Mocniejszym ruchem uwolniłem swoje ręce, szybko podbiegłem do ona i zerknąłem w dół. To była najtrudniejsza część występu- skok, na materiałowy daszek przed piekarnią. Pomyślałem, że teraz albo nigdy i skoczyłem. Przy upadku poczułem dość mocny ból w łopatkach, jednak szybko się podniosłem i zeskoczyłem z materiału stając stopami na chodnik. Niedaleko mnie na parkingu zauważyłem samochód z napisem "Lil i spółka". Podbiegłem go niego szybko i wsiadłem na miejsce pasażera.
- Udało ci się, twój skok był naprawdę niesamowity, sam bym tego nie zrobił- mówił z takim zapałem jakbym wygrał jakąś olimpiadę.


*Z perspektywy Sophie
Doskonale słyszę jak ktoś włamuje się do mieszkania, majstruje przy drzwiach. Starając się jak najciszej weszłam do sypialni Peter'a, ponieważ wiem, że trzyma tam broń. Przeszukałam szafki, aż w końcu znalazła mały pistolet. Na wyciągniętych rękach z palcami na spuście stanęłam obok drzwi, a gdy te się otworzyły przyłożyłam pistolet do głowy mężczyzny.
- To ja- odezwał się znajomy głos- Will- przypatrzyłam się chłopakowi, to naprawdę on. Schowałam broń za pasek i przytuliłam go do siebie, a on odwzajemnił przytulenie.
- Wypuścili cię?- uniosłam brew zamykając drzwi od środka i siadając z nim na kanapie.
- Właściwie, to ociekłem- przypatrzyłam mu się uważnie.
Przez kolejne kilka godzin opowiadaliśmy sobie co robiliśmy przez ostatni czas. Jak Alex wrobiła Will'a i jak uciekł z więzienia. Gdy za oknami było już późno, usłyszałam otwierania się zamka kluczem. Chłopak od razu się podniósł i schował za ścianą.
- Co on sobie wyobraża?- powiedział podniesionym tonem, gdy mnie zobaczył - Will uciekł z więzienia i nie przyznał się do kradzieży w muzeum. Gdzie on się może teraz podziewać- podszedł do mnie, a ja uśmiechnęłam się lekko.
- Właściwie to ja wiem- zerknęłam na Will'a, który właśnie wracał na środek salonu.

środa, 25 czerwca 2014

XXI

*Z perspektywy Will'a
Równo o 13 wszedłem do muzeum i zacząłem oglądać nową wystawę przywiezioną z Egiptu. Już wiedziałem dlaczego Alex tak bardzo zależało na tej kolekcji, była po prostu wyjątkowa. W każdej wazie czy figurce był zatopiony drogocenny kamień, więc jeśli nie sprzeda samych artefaktów sprzeda klejnoty. Z moich rozważań wyrwał mnie delikatny kobiecy głos.
- Witaj- uśmiechnęła się delikatnie brunetka.
- Alex, wyglądasz ślicznie- powiedziałem po czym dziewczyna delikatnie musnęła moją szyję wargami, przez co przeszedł mnie dreszcz- Więc, co takiego konkretnie chcesz ukraść?- objąłem ją w pasie i przycisnąłem to siebie tak aby spojrzała mi w oczy.
- Pozwolisz, że cię oprowadzę?- uśmiechnęła się i ujęła moją dłoń swoją.

~Około godziny później
Gdy pożegnałem się z Alex od razu wróciłem do mieszkanie Peter'a, a to co w nim zobaczyłem przewyższyło moje oczekiwania.
- Co ty tutaj robisz?- otworzyłem szeroko oczy przyglądając się dziewczynie stojącej na środku salonu.- Przecież ty...- szepnąłem podchodząc do niej.
- Pozwól mi się wytłumaczyć- odpowiedziała, po czym do salonu wszedł Peter i Lil, którzy zerkali to na mnie to na nią.
- Może usiądziemy?- powiedział Peter po czym wskazał na stół. Cała czwórka bez słowa zasiadła do stołu.
- Więc czekam na wyjaśnienia- powiedziałem po chwili ciszy. Ciągle jeszcze nie wierzyłem, że to była ona. Brunetka, a jej włosy opadały na ramiona. To na prawdę była Sophie, choć ostatnim razem jak ją widziałem była martwa i leżała w moim mieszkaniu.
- Może zadawaj pytania będzie łatwiej mi ocenić co już wiesz, a czego jeszcze nie- uniosła brew i położyła dłonie na stole. Przy stole podzieliliśmy się na dwa "obozy". Po jednej stronie stołu ja z Lil'em, a po drugiej Sophie z Peterem.
- Jak to możliwe, że żyjesz, przecież wszędzie było pełno twojej krwi i sprawdziłem ci puls. Ty nie żyłaś.- przyglądałem się jej ciągle.
- Peter ostrzegł mnie, że Ian może chcieć mnie zabić, więc wymyśliliśmy, że upozorujemy moją śmierć. Przygotował dla mnie kamizelkę wypełnioną sztuczną krwią, więc kiedy kula przebiła niby moje ciało, tak na prawdę wpadła tylko w kamizelkę, a nie we mnie. Kiedy powstała w niej dziura, sztuczna krew zaczęła sama wypływać, a ja musiałam tylko upaść na podłogę. Resztę załatwiły leki na wstrzymanie akcji bicia serca, skąd nie wyczułeś mojego pulsu.- To była akcja idealna, aż dziwię się, że wymyślili to beze mnie i czemu sam na to nie wpadłem? Znów zapadła chwila ciszy dopóki Lil nie zadał kolejnego pytania.
- Skoro nikt nie wie, że ciągle żyjesz Szwed zabije Ian'a?
- Nie mam pojęcia.- pokręciła lekko głową- Możliwe, chociaż Ian jest zbyt przebiegły aby dać się złapać i zabić. Ma swoje sztuczki i zawsze jest przygotowany na najgorsze. Jest bardzo przezorny odkąd tylko pamiętam.- przejechała dłonią po swoich włosach.
- To ty byłaś w parku z Peterem? Ładna peruka- kontynuował Lil, a dziewczyna tylko pokiwała głową i lekko się uśmiechnęła- Ładnie w blond- uniósł brew, a dziewczyna uśmiechnęła się szeroko.
- O co chodzi z tymi osobami i z tym szyfrem?- uniosłem brew, mając nadzieję, że chociaż ona wie, co się właściwie dzieje. Chciałem jak najszybciej przerwać tą milutką rozmowę.
- Mój przyjaciel wysłał mi tą kartkę z cyframi, a później powinien wysłać mi odpowiedni klucz do rozszyfrowania. Jednak nie zdążył, ponieważ został zamordowany. Więc nie do końca potrafiliśmy tego rozwiązać. Gdyby nie twój przyjaciel ciągle nie wiedzielibyśmy o co chodziło, a śmierć Fred'a poszłaby na marne.- zerknąłem na Lil'a, który ewidentnie się zarumienił- Wspominał mi kiedyś o tym, że w FBI jest kret, czyli taka osoba, która podaje tajne informacje osobą trzecim, w tym wypadku terrorystom i różnego typu mafią, za ogromną ilość pieniędzy. Fred niestety nie zdążył odkryć kim jest ta osoba, więc wysłał mi listę podejrzanych.
- Więc zostaje nam tylko dwoje, więc dacie radę go znaleźć- pospiesznie wtrącił swoje zdanie Lil.
- Nie do końca, prześledziliśmy życie całej piątki z ostatnich 10 lat i żaden z nich nie posiadał niczego, czego nie mógłby sobie kupić za wypłatę. Na ich kontach nie było żarnych ogromnych przelewów, a tym bardziej żadnych ukrytych kont. Więc albo Fred się mylił, albo temu z kartki pomaga jeszcze ktoś.- Dokończył Peter, a ja zacząłem się znów zastanawiać skąd Peter ma tyle pieniędzy. Może to on jest kretem i bardzo dobrze udaje? Może on tylko chce nam pomóc, a tak naprawdę... Moją myśl przerwało mocne pukanie do drzwi. Sophie szybko wstała i weszła do sypialni, po czym zamknęła za sobą drzwi. W tym samym czasie Peter poszedł otworzyć, w drzwiach stał Dean i kilku innych agentów, a za nimi znajdowali się policjanci.
- Co się stało? Wiecie coś nowego?- Peter był najwyraźniej zadziwiony przybyciem gości.
- Właściwie, to przyszliśmy po niego- Dean wskazał na mnie, powoli wstałem i podszedłem do drzwi- Jesteś oskarżony o dzisiejsze włamanie do muzeum.- po tych słowach całkowicie mnie zamurowało, przecież niczego nie ukradłem.
- To nie byłem ja- mruknąłem, aż sam dziwię się, że było mnie tylko na tyle stać. Sam zawsze śmiałem się z ludzi, którzy używali tego tekstu, wiadome było, że to oni byli winni, ale nie w tym przypadku.
- Wiemy, że byłeś tam, mamy to nawet na nagraniach, a w tym samym czasie ktoś okradał muzeum.- Czyżby moja przyjaciółka mnie wrobiła? Chciała tylko zrzucić na kogoś winę? Tylko po to aby mogła uciec sama ze skarbem?
- Musisz z nami jechać na posterunek, tam załatwimy resztę spraw.- założyłem na siebie skórzaną kurtkę.
- Jeśli muszę, to nie będę się zapierał.- poddałem się, tak jakbym wiedział, że ja to zrobiłem. Nie przemyślałem tego, że mogą pomyśleć, że to naprawdę ja.
- Poczekajcie pojadę z wami- powiedział po dłuższym milczeniu Peter, a ja przed samym wyjściem starałem się odnaleźć w mieszkaniu wzrokiem Lil'a. Jednak bezskutecznie.

wtorek, 24 czerwca 2014

XX

*Z perspektywy Will'a
Przeciągnąłem się powoli na swoim łóżku i otworzyłem oczy. Wcale nie było dla mnie dziwne to, że Alex nie leżała obok mnie. Zawsze była rannym ptaszkiem. Usiadłem na łóżku i przejechałem dłonią po swoich włosach. Założyłem jeansy i białą koszulkę z dekoltem w kształcie litery V. Poszedłem do wielkiego okna i spojrzałem na miasto. Jak zwykle na ulicach jeździło wiele żółtych taksówek, a po chodnikach obok wielkich gmachów przechadzali się ludzie. Wszedłem do salonu i na stole zauważyłem małą niebieską karteczkę, którą od razu podniosłem. 

American Museum of Natural History, dziś o 13. Musimy się trochę rozejrzeć.
Ps. Ślicznie wyglądasz jak śpisz.
Alex.
Od razu schowałem ową karteczkę do tylnej kieszeni spodni. Na stole również leżał mój telefon, uniosłem go i zobaczyłem 9 nieodebranych połączeń od Lil'a. Kilka z wczoraj, reszta z dzisiejszego poranka. Zadzwoniłem do niego, jednak bez skutku, ponieważ się nie zgłosił. Ledwo co zdążyłem schować telefon do kieszeni, a już usłyszałem dzwonek do drzwi, podszedłem do nich szybko i otworzyłem, ponieważ ktoś dzwonił coraz nachalniej. 
- Chyba wiem już o co w tym wszystkim chodzi- powiedział Lil wchodząc szybko do mieszkania. 
- Tak, ciebie też jest miło widzieć- uśmiechnąłem się i uniosłem brew zamykając za nim drzwi.
- Peter spotkał się wczoraj z jakąś kobietą- podał mi kilka zdjęć, na których była blondynka i Peter, który ją obejmował- Sądzę, że mogła to być Emily- spojrzał na mnie i podał mi zdjęcie, gdzie dziewczyna stoi bokiem.
- Przecież Peter nie zrobiłby czegoś takiego...- spojrzałem na niego, chociaż nie byłam do końca przekonany.
- To jeszcze nie wszystko- powiedział- Złamałem ten szyfr, który mi dałeś- podał mi kartkę, a ja z podziwu uniosłem brwi. 
                   1  2  3  4  5  6  7  8  9
                                                                      |¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯
                                                                   1 |   A  B C D  E F  G H  I
                                                                   2 |   J  K  L M N O P  R S
                                                                   3 |   T  U W Y Z

Po chwili podał mi kolejną kartkę, na której napisane było:

Jonh Brannan 
Andrew Jakson
Sam Martinez
Paul Luis
George Sparrow

- Sprawdziłem nawet co ich wszystkich łączy- oparłem się lekko o stół i byłem pod wrażeniem tego co zrobił- Dwóch pierwszych pracowało dla FBI, ale już nie żyją. Kolejny pracował, ale znikł, zapewne gdzieś wyjechał po tym jak wyszło, że brał łapówki. Reszta pracuje ciągle i...- Lil przestał mówić, ponieważ do salonu wszedł Peter, który delikatnie przeczesał swoje włosy. Spojrzał na Lil'a i wyraźnie go poznał.
- Kto to jest?- spojrzał na nas i powoli podszedł.
- Nie wiem, przyszedł tutaj, aby...
- Pytam poważnie- powiedział surowo Peter i wyrwał mi z ręki zdjęcia i kartkę, które trzymałem- Ty mały...- powiedział i zbliżył się do Lil'a, zapewne chcąc go uderzyć, jednak szybko stanąłem przed nim.
- To był mój pomysł- powiedziałem szybko- To ja go prosiłem- Peter spojrzał na rozszyfrowany kod, a potem uniósł wzrok na nas.
- Jak do tego doszedłeś?- wziął głęboki wdech i oparł się o stół.
- Wiesz, po prostu jestem mądrzejszy od was- uśmiechnął się zadowolony z tego co powiedział- Jak chcesz wiedzieć, to "pytanie za pytanie"- powiedział dość cicho Lil, a ja odsunąłem się od niego zerkając na Peter'a, który patrzył na zdjęcia.
- Niech będzie, ale moje pytanie brzmi czy wiesz co ich łączy i kim oni są?- niósł brew.
- Oczywiście, że wiem- Lil, powtórzył Peterowi dokładnie to samo co mi, a ja spojrzałem na zegarek, który wskazywał 12:10.
- Teraz nasza kolej- odpowiedział- Kim jest ta kobieta?- pokazał na blondynkę ze zdjęcia.
Peter odsunął się od nas.
- Powiem wam jak będzie trzeba, bądźcie wieczorem, a dowiecie się wszystkiego.- Założył swoją kurtkę i zrobił zdjęcie nazwisk.
- Peter!- krzyknąłem i spojrzałem na niego zaciskając mocno pięści. 
- To była Sophie, opowiem wam wszystko później, obiecuję, a teraz trochę się śpieszę.- Otworzył szybko drzwi, po czym wyszedł.
- Nienawidzę go- powiedziałem patrząc na zegarek i zakładając kurtkę- Idź za nim- spojrzałem pośpiesznie na Lil'a, który bez słowa zabrał swoje rzeczy i wyszedł. Zamknąłem mieszkanie i poszedłem na umówione spotkanie z Alex, ciągle zastanawiając się nad listą tych osób z FBI, oraz nad tym czy Sophie rzeczywiście żyje, czy tylko Peter chciał nas spławić.

sobota, 8 marca 2014

XIX

*Z perspektywy Will'a
Po kilku kolejnych nie udanych próbach rozszyfrowania kodu, wyciągnąłem swój telefon i zadzwoniłem do Lil'a.
- Powiedz mi, że masz coś co może mi się przydać- powiedziałem pospiesznie.
- Ciebie również dobrze słyszeć- zaśmiał się cicho- Muszę cię zmartwić, ale nie dałem rady jeszcze tego rozszyfrować.
- Trudno, ale mam dla ciebie inne zadanie- słyszałem jak odchrząknął- O 19 Peter ma się spotkać z kimś w Central Parku, a ty musisz się dowiedzieć z kim- wyjrzałem przez okno i ujrzałem czarny samochód Peter'a.
- Żartujesz? Przecież nie jestem detektywem...
- Jeśli to dla mnie zrobisz załatwię ci wino królowej z 1847 roku- choć go nie widziałem to i tak wiedziałem, że się uśmiechnął.
- W takim razie umowa stoi, jeśli czegoś się dowiem będę dzwonić- usłyszałem dźwięk windy.
- Muszę kończyć, pa. -rozłączyłem się za nim usłyszałem pożegnanie. Szybko schowałem telefon do kieszeni i wziąłem dowolną książkę z szafki i udając, że ja czytam usiadłem na kanapie. Po dosłownie sekundzie do mieszkania przez dębowe drzwi wszedł Peter, jak zwykle w jednym ze swoich garniturów szytych na miarę. Zdarzało mi się zastanawiać jak było go na to wszystko stać. Pensja agenta federalnego na pewno nie była aż tak wysoka.
- Czemu czytasz książkę rodzenia?- rozbawiony uniósł brew- z resztą nie ważne. Ważne jest to, że nasze problemy z Ianem, wreszcie dobiegły końca.- uśmiechnął się szeroko.
- Jak to?- powoli się podniosłem i odłożyłem książkę na miejsce, przy czym zacząłem się zastanawiać po co mu taka książka.
- Szwed dowiedział się, że Ian zabił Sophie, więc kazał posłać swoich ludzi aby się pozbyli jego i jego współpracowników- podszedł do listów przy stole.
- Czyli Ian nie żyje?- uniosłem brwi opierając się ramieniem o ścianę.
- Wydaje mi się że tak- otworzył jedną z nich, tą w której były zdjęcia, spojrzał na napis, po czym na zegarek.
- Oznacza to, że mogę wrócić do siebie?- uniosłem brew.
- Nie, to ciągle jest miejsce zbrodni- poprawił swoją marynarkę, po czym spojrzał na mnie- Nie wychodź jeszcze z mieszkania, tak na wszelki wypadek- znów spojrzał na zegarek i schował koperty do kieszeni marynarki.
- Pewnie, zostanę i poczytam trochę- uśmiechnąłem się lekko i patrzyłem na Peter'a, który właśnie zaczął wychodzić z mieszkania.
Spojrzałem na zegarek, który wskazywał 18.30. Wyciągnąłem telefon i wysłałem Lil'owi sms'a, że Peter właśnie wyszedł. Przejrzałem jeszcze raz zdjęcia w swoim telefonie, po czym usłyszałem otwierające się drzwi do mieszkania. Szybko podszedłem do nich i ujrzałem drobną brunetkę. To była Alex, stała w drzwiach mieszkania i lekko się uśmiechała.
- Witaj- szepnęła i weszła do środka zamykając za sobą drzwi.
- Nie widzieliśmy się...- przyglądałem się jej lekko kręconym włosom.
- 3 lata, 2 miesiące i 15 dni- uniosła brew- wiesz, że mam idealną pamięć- zdjęła swoją skórzaną kurtkę i odwiesiła na wieszaku. Miała na sobie czerwoną sukienkę, która podkreślała jej pełny biust i okrągłe pośladki. Do tego, czarne szpilki i usta pomalowane na czerwono.
- Chcesz się może napić wina?- uniosłem brew i wskazałem dłonią drogę do salonu. Dziewczyna nie śpiesznie usiadła na kanapie.
- Mam nadzieję, że pamiętasz jeszcze jakie piję- założyła nogę na nogę i czułem jak śledzi mnie wzrokiem.
- Oczywiście, tylko poniżej 1980 roku- wziąłem 2 kieliszki i nalałem do nich Cossart Gordon Madeira z 1920 roku, które zostało mi jeszcze z lat kradzieży win. Podszedłem do niej i podałem jej kieliszek.

*Z perspektywy Lil'a
Gdy tylko odebrałem sms'a i ujrzałem Peter'a, który przechodzi na pasach od razu ruszyłem za nim. Nie musiałem się bardzo ukrywać, ponieważ nigdy wcześniej mnie nie widział. Założyłem wcześniej tylko duże okulary przeciwsłoneczne i czarny kapelusz. Na moim ramieniu znajdowała się torba, w której miałem swój komputer, portfel, gazetę i aparat. Peter wszedł do parku i nie odwracając się, po chwili usiadł na ławce na przeciwko dużej fontanny. Dla mnie to nawet i lepiej, będę miał chociaż przykrywkę. Zatrzymałem się i rozejrzałem dookoła. Po lewej stronie fontanny, znajdowała się wolna ławka, na której czym prędzej usiadłem. Wyciągnąłem gazetę i ciągle obserwując agenta spojrzałem na zegarek. 19:00. Uniosłem lekko brwi, gdy w oddali ujrzałem postać kobiety z blond lokami na głowie. Miała na sobie luźną koszulę i jasne jeansy. Gdy podeszła do Peter'a wyciągnąłem mój aparat i schowałem gazetę. Zrobiłem kilka kroków za fontannę i udając, że robię zdjęcia przyrodzie, naprawdę robiłem zdjęcia parze. Na ramieniu dziewczyny znajdowała się dość duża torba. Peter objął blondynkę w pasie i lekko przytulił. Szybkim ruchem wyciągnął z jej torby białą kopertę. Starałem się ujrzeć twarz dziewczyny, jednak nie udawało mi się to. Wsadził białą kopertę do kieszeni marynarki, a wyciągnął z niej 2 swoje koperty, które umieścił w jej torbie. Musiałem podejść bliżej, ponieważ nie słyszałem co mówią. Ciągle robiąc zdjęcia, to parze, to fontannie, przysunąłem się w ich stronę.
- To dobrze- powiedziała dziewczyna.
- W moim mieszkaniu został Will, więc powinniśmy iść do ciebie- powiedział Peter, po czym uśmiechnął się lekko.
Dziewczyna szepnęła mu coś do ucha.
- W takim razie musimy spotkać się jutro- dziewczyna podała mu małą karteczkę, której od razu zrobiłem zdjęcie, przez co Peter na mnie spojrzał. Aby nie spalić przykrywki musiałem jak najszybciej odejść. Poprawiłem torbę i przeglądając zdjęcia odszedłem. Przez całą drogę do swojego mieszkania zastanawiałem się kim była owa dziewczyna i czemu wymienili się listami.

*Z perspektywy Will'a
Przez ostatnią godzinę, rozmawialiśmy o tym jak spędziliśmy czas bez siebie. Opowiedziałem o Emily, o kradzieżach, pomijając oczywiście sprawę z FBI. Alex, opowiedziała mi o tym jak poznała księcia i przejęła jego majątek, po czym uciekła bez żadnego śladu.
- Teraz troszkę mniej miła część, czyli interesy, po co do mnie przyjechałaś?- uniosłem brew obracając się na kanapie w jej stronę.
- Jednak mnie rozgryzłeś. Więc zamierzam przeprowadzić skok na muzeum i zbieram ekipę- uśmiechnęła się uroczo- Oczywiście jeśli nie chcesz, nie będę cię do niczego zmuszać- szepnęła i przysunęła się lekko do mnie.
- Co zamierzasz ukraść?- upiłem wyk z kieliszka.
- Kilka waz, figurek i może jeszcze dla siebie maskę faraona.
- Ilu ludzi jeszcze potrzebujesz?- powiedziałem, a ona położyła zgrabną dłoń na moim kolanie.
- O to się nie musisz martwić, wszystko załatwię.- spojrzałem w jej oczy i widziałem w nich błysk, czyli bardzo jej na tym zależało.
- Wiesz, że niczego nie będę od ciebie chciał?- upiła łyk, zostawiając ślad szminki na kieliszku.
- Znam cię wystarczająco długo, aby to wiedzieć.- uśmiechnąłem się lekko, ponieważ właśnie taką Alex pamiętałem, taką która zawsze wszystko wie.- Wszelkie plany budynku wyślę ci niedługo.
- Znów zamierzasz improwizować?- odstawiłem pusty kieliszek na stół. 
- Przecież mnie znasz i powinieneś to wiedzieć- ona również odłożyła kieliszek- kiedy już będzie po wszystkim to wyjedziemy gdzieś daleko- lekko zadrżałem gdy to powiedziała. Nie mogę wyjechać z miasta, a co mowa o wyjeździe ze stanu, albo za granice. 
- Chyba nie wiesz o mnie wszystkiego, przez ten czas trochę się zmieniło- musiałem powiedzieć jej prawdę.
- Wiem o tobie tyle ile potrzeba- uśmiechnęła się słodko- wiem, że pracujesz dla FBI i na twojej nodze znajduje się bransoleta z nadajnikiem GPS- spojrzałem na nią lekko zdziwiony. Skoro wie to wszystko, to czemu ciągle chce, abym jej pomógł? 
- Wszystkim się zajmę tak, jak obiecałam. Chyba, że nie chcesz brać w tym udziału, mogę znaleźć kogoś innego, ale przyszłam najpierw do ciebie, ponieważ mogę ci zaufać i przy okazji jesteś najlepszy w tym co robisz- przysunęła się do mnie i lekko nachyliła. Jej włosy musnęły moją twarz. 
- Oczywiście, że ci pomogę- szepnąłem, po czym dziewczyna delikatnie przykleiła swoje usta do moich. Objąłem ją w pasie i zaczęliśmy zatracać się w pocałunku. Jej dłonie delikatnie mierzwiły moje włosy. Swoimi starałem się rozpiąć suwak od sukienki. Jednym szybkim ruchem podniosłem się i trzymając ją dość mocno za pośladki powędrowaliśmy do mojej sypialni, gdzie spędziliśmy resztę wieczoru i nocy.


_________________________________________________________________________________
Dziękuję za wszelkie komentarze to bardzo motywuje do dalszego pisania.

czwartek, 27 lutego 2014

XVIII

* Z perspektywy Will'a
Przez kolejne 3 dni, które mieszkałem w apartamencie Peter'a, na szczęście nic się nie wydarzyło. Dni mijały szybko, zatracałem się tylko w czytaniu, malowaniu i piciu drogich win z Lil'em pod nieobecność Peter'a. Zabronił mi wychodzić z mieszkania, choć wiedziałem, że nic mi się nie stanie, w końcu Ian chciał abym przekazał mu dokumenty. Czułem się jak zdrajca. Zdradzałem FBI z gangiem morderców, a chciałem tylko uwolnić Sophie. Nie sądziłem, że tak szybko mnie znajdą i będą czegoś oczekiwać. 
Moje przemyślenia przerwał dzwonek do drzwi, szybko wstałem i bezszelestnie podszedłem do drzwi. Zajrzałem przez wizjer, to tylko listonosz, otworzyłem drzwi i wpuściłem chłopaka do środka. 
- Dzień dobry, chciałabym tylko zostawić te listy panu Berks'owi.- wyciągnął ze swojej torby kilka listów. 
- Niestety, Peter'a, nie ma, ale ja mogę je odebrać i przekazać.- spojrzałem na niego, a on odłożył listy na stole. 
- Oczywiście, w takim razie, dziękuję i życzę udanego dnia.- powiedział i zaczął kierować się do wyjścia.
- Czy ma pan może listy do William'a Cern'a?- powiedziałem w pośpiechu.
- Moment, muszę sprawdzić...- szepnął i zaczął przeglądać swoje papiery.- Mam małą paczkę w samochodzie, jeśli pan chce, mogę ją od razu przynieść.- uśmiechnąłem się lekko.
- Byłbym bardzo wdzięczny.- odpowiedziałem przyglądając się mężczyźnie, który wyszedł z mieszkania.
Szybko spojrzałem na listy, kilka rachunków i 2 większe białe koperty. Wziąłem je i poszedłem do kuchni. Wstawiłem wodę w czajniku i zostawiłem ją aby się zagotowała. Przez ten czas oglądałem listu, a gdy czajnik zasygnalizował koniec gotowania przesunąłem je kilka razy nad parą wodną, przez co klej z kopert puścił. Nożem delikatnie je otworzyłem i zajrzałem do środka jednej z nich. Kilka zdjęć, na 3 znajdowała się siedziba FBI, na kolejnych Sophie, która przeglądała jakieś kartki. Uniosłem brwi gdy zobaczyłem Emily, która rozmawiała z jakimś mężczyzną.  Na ostatnich 2 znajdowały się zakrwawione ciała z mojego mieszkania. Na odwrocie jednego z nich znajdował się napis, Ławka, Central Park, bądź punktualnie o 19:00. Zrobiłem zdjęcia swoim telefonem całej zawartości, po czym schowałem je do koperty i zakleiłem. Wyciągnąłem zawartość kolejnej, na kartce znajdowały się tylko liczby, którym również zrobiłem zdjęcie.

21 26 18 25   12 28 11 25 25 11 25 
11 25 14 28 15 33   21 11 18 29 26 25 
29 11 24   24 11 28 31 19 25 15 35   
27 11 32 23   23 32 19 29   
17 15 26 28 17 15   29 27 11 28 28 26 33  

Patrzyłem na liczby, przez pewien czas, jednak nie potrafiłem ich ze sobą połączyć. Żaden szyfr, który znałem nie pasował do nich. Wysłałem zdjęcie z szyfrem Lil'owi. Schowałem liczby do koperty i ją również zakleiłem, po czym wszystkie listy odłożyłem w salonie na stole. Gdy się odwróciłem zobaczyłem listonosza, który trzymał małą paczkę w dłoniach.
- Niech pan się tylko tutaj podpisze- wyciągnął ku mnie kartkę z moim nazwiskiem i numerem przesyłki. Wziąłem długopis i złożyłem w odpowiednim miejscu swój podpis.- Dziękuję i do widzenia- podał mi paczkę i wyszedł.
-Do widzenia- wziąłem nożyk do ręki i rozciąłem pakunek. W środku znajdował się żółty kwiatek zrobiony z origami. Od razu uśmiechnąłem się od razu, ponieważ mógł on oznaczać tylko jedno- powrót mojej dawnej przyjaciółki Alex. Uniosłem delikatnie kwiatka i rozłożyłem go, w środku był tylko napis WRÓCIŁAM...
Alex była taka jak ja, można powiedzieć, że była damską wersją mnie. Nie miała problemów z kradzieżą i podrabianiem. Zawsze dostawała co co chciała i potrafiła zniknąć w każdej dowolnej chwili. Ostatni raz widziałem ją kilka lat temu, zanim trafiłem do więzienia. Pewnie wie już, że pracuję dla FBI, a i tak odezwała się do mnie. Czyli albo czegoś ode mnie chce, albo bardzo się stęskniła. Na tyle co ją znam sądzę, że jednak to  pierwsze.

poniedziałek, 10 lutego 2014

XVII

*Z perspektywy Will'a

Właśnie kończyłem malować swoje dzieło, gdy usłyszałem hałas tłuczonego szkła, który całkowicie zignorowałem. Po chwili dźwięk się powtórzył. Odłożyłem paletę, wyciągnąłem telefon i napisałem sms's do Peter'a "Sophie ma skrzynkę, najprawdopodobniej z dokumentami, a obraz jest gotowy, więc jak najszybciej musisz przyjechać." Podszedłem do drzwi, zamarłem jednak gdy usłyszałem strzał. Powoli je otworzyłem, a co ujrzałem w salonie przeraziło mnie. W drzwiach wejściowych do mieszkania stał Ian, który od razy wycelował we mnie swoją bronią ze złotą rękojeścią. Obok niego leżał mężczyzna z raną postrzałową w głowie. Na pewno już nie żył. Obok stołu leżała Sophie, a wokół niej było pełno krwi. Zrobiłem krok w jej stronę, chcąc sprawdzić czy żyje, musiałem się zatrzymać, ponieważ Ian  przeładował broń. 
- Ona umrze- krzyknąłem w jego stronę, na jego twarzy panował kamienny spokój.
- Trudno, taki los zdrajców. Uważaj, bo ciebie też będzie to czekać, jeśli nie dostanę dokumentów.- powiedział spokojnie.
- To weź sobie tą skrzynkę i zniknij na zawsze.- lekko przechyliłem głowę.
- Sophie powiedziała mi, że jest tam GPS od FBI...
- Które z resztą zaraz tu będzie.- wtrąciłem, a on zaśmiał się nerwowo. W jego oczach zauważyłem wielką złość jak i bezradność.
- Masz tydzień na oddanie mi tego co należy do mnie, w innym wypadku, zabiję wszystkich.- szepnął po czym wyszedł z mieszkania. Szybko podszedłem do dziewczyny i położyłem dłoń na jej szyi, jednak nic nie wyczułem. Ona nie żyje. Usłyszałem stukanie butów, a chwilę później w drzwiach, gdzie jeszcze minutę temu stał Ian, zatrzymał się Peter, a za nim kilka osób w o wiele tańszych garniturach. Powoli wyprostowałem się i podszedłem do nich. 
- Ona nie żyje, on z resztą też- szepnąłem wycierając dłonie z krwi w swoja koszulkę.
- Spakuj swoje najpotrzebniejsze rzeczy i jedziesz ze mną- powiedział do mnie, po czy spojrzał na jego ludzi, którzy zaczęli oglądać ciała- Posprzątajcie tutaj, a ty Dean zabierz ciało Sophie do kostnicy, niech dr. Morgan się nią zajmie.- powiedział do chłopaka, który stał obok niego.
- Gdzie z tobą pojadę?- uniosłem lekko brew.
- Przez pewien czas zamieszkasz ze mną.
Bardzo się zdziwiłem, gdy usłyszałem te słowa, ponieważ Peter nigdy mnie do siebie nie zapraszał.
- A co ze skrzynką?- spojrzałem na blaszane pudło na stole.
- Nasi agenci się nią zajmą, a ty w drodze do mnie opowiesz mi co się utaj wydarzyło.- rozejrzał się po mieszkaniu.
- Nic się nie wydarzyło- moje serce zaczęło bić szybciej- Malowałem obraz, a kiedy wróciłem do salonu zastałem to- wskazałem dłonią na pomieszczenie. Wsunąłem swoje dłonie do kieszeni i zacisnąłem je w pięści, starając się ukryć moje zdenerwowanie. Starałem się nie okłamywać Petera, ponieważ mam dość siedzenia w więzieniu.- Lepiej już pójdę się spakować.- szepnąłem i nie czekając na odpowiedź, wszedłem do swojej sypialni i zacząłem pakować najpotrzebniejsze rzeczy.

*Z perspektywy Peter'a

Kłamie. Jestem tego pewien, zbytnio się denerwował. Skinąłem palcem do jednego z agentów, który podszedł do mnie.
- Przeszukaj całą jej sypialnię dokładnie, zabierz wszelkie książki, telefony i komputery. Zabierz też ubrania, buty i kosmetyki. Chce mieś wszystko za kilka godzin w moim mieszkaniu.- Chłopak bez słowa udał się do jej pokoju. Omijając ciała podszedłem do blaszanej skrytki. Co też tam może być? Puknąłem w nią kilka razy po czym kucnąłem przy stole i odkleiłem spod niego dyktafon, który kilka dni wcześniej tam umieściłem. Nagrał wszystko co mówiła, o morderstwie w ambasadzie, cóż, zawsze może się to przydać.
- Nie dotykać ciała- powiedziałem, gdy jeden z agentów przyglądał się ciału Sophie.- Najlepiej zajmij się czymś innym- szepnąłem unosząc brew.
Podszedłem do okna, w którym znajdowały się jeszcze kawałki popękanego szkła. Wyjrzałem na sąsiedni budynek.
- Strzelał z dachu- powiedziałem, po czym kilka osób zanotowało uwagi. Wiedziałem to, ponieważ kąt zbicia szyby, pasował idealnie do dachu. Obróciłem się i śledziłem wzrokiem trajektorię lotu kuli, po czym, klęknąłem przy mężczyźnie.
- Zginął od razu- kilka osób znów zanotowałem co mówiłem.- Powinniście pamiętać, co mówię, bez notowania- powiedziałem głośniej patrząc na mężczyzn, którzy szybko schowali notesy. Mój wzrok powędrował na wychodzącego z sypiali Will'a, który w jednej dłoni trzymał torbę podróżną, a w drugiej obraz.
- Jeśli coś się stanie, albo pójdzie nie tak, dzwońcie- powiedziałem dość głośno i razem z Will'em wyszliśmy z mieszkania. Poszliśmy na parking, gdzie zaparkowałem swoje czarne ferrari 599. Chłopak wrzucił swoją torbę i obraz ostrożnie do bagażnika. Gdy ruszyliśmy szybko zapytałem.
- Czemu mnie okłamałeś?- kątem oka widziałem jak chłopak spojrzał na mnie.
- Nie skłamałem- szepnął odwracając ode mnie wzrok.
- Znów to zrobiłeś, przecież tyle czasu z cię ścigałem i przebywam z tobą tyle czasu, że wiem kiedy kłamiesz.- uniosłem brew- Jeśli nie będziesz mówił mi prawdy, wsadzę cię znów do więzienia, tym razem na dłużej i może na jakiejś odległej wysepce na Atlantyku, aby nikt cię nie mógł znaleźć- uśmiechnąłem się lekko.
- Dobrze, to był Ian, groził mi, że muszę mu oddać dokumenty, bo inaczej zabije wszystkich.
- W takim razie, będzie musiał dużo pracy.- dość mocno skręciłem i wjechałem w uliczkę jednokierunkową.- Nie ma mowy, nic nie dostanie- przygryzłem swoją dolną wargę.
- On nie żartuje, widzisz, Sophie już nie żyje.
- Jesteśmy z FBI- powiedziałem i znów lekko się uśmiechnąłem- złapiemy go- szepnąłem i zaparkowałem na parkingu podziemnym pod moim apartamentem.

środa, 29 stycznia 2014

XVI

*Z perspektywy Sophie

 Siedziałam na sofie trzymając na kolanach notes i długopis piszący na niebiesko. Muszę myśleć jak on, więc -  gdzie mógł schować dokumenty, których wszyscy chcą. Na pewno tam, gdzie wiedział, że nikt nie będzie zaglądał. Gdzie nigdy nikogo nie wpuszczał, ani tym bardziej nie zapraszał. Przez kilka chwil starałam się znaleźć takie miejsca, a po chwili mnie olśniło. Wspominał mi kiedyś o skrytce w banku. Tylko skąd mam wiedzieć, jaki numer ma ta skrytka? Tego już mi nie powiedział. Przejechałam dłonią po swoich włosach i rozejrzałam się po pokoju. W mojej głowie jest pustka, nie mam pojęcia jaki numer może mieć. Myśl, krzyknęłam do siebie w myślach. Jego data urodzenia, może jego dziewczyny… Czemu nigdy go nie ma kiedy jest mi potrzebny? Przecież to nie mogą być przypadkowe liczby. On zawsze miał wszystko poukładane, więc również wynajął skrytkę nie przez przypadek. Spojrzałam na szafkę przy łóżku. Leżał na niej łańcuszek od Thomasa. Musiałam go tam zostawić po wczorajszej kąpieli. Podeszłam powoli do niego i uniosłam. Obejrzałam go dookoła, jednak nie było tam nic, co mogłoby mi pomóc. Otworzyłam go i popatrzyłam na zdjęcie. Stałam razem z Thomasem przed jakimś starym budynkiem. Wiózł mnie specjalnie przez całe miasto, aby wykonać zdjęcie przy tej ruinie. Znów mnie olśniło. Podeszłam do swojego nowego laptopa i wpisałam w wyszukiwarkę nazwę ulicy, na której zostało zrobione to zdjęcie. Później wyszukałam dokładny adres budynku. Murray Street 2531, to musi być to. Nie kazałby mi go pilnować i nie wyciągać zdjęcia, gdyby nie było mi potrzebne właśnie teraz. Szybko wyjęłam swój telefon i zadzwoniłam do przyjaciela, który od kilkunastu lat mieszka w Nowym Jorku.
- Sophie! Dawno do mnie nie dzwoniłaś - powiedział miły głos w telefonie.
- Wiem, przepraszam cię, Robert. - Powiedziałam dość szybko. - Pamiętasz, że jesteś mi winien przysługę? - starałam się powiedzieć to spokojnie.
- Jasne, jak mógłbym zapomnieć. Uratowałaś mnie wtedy przed strzałami policji. Gdybyś nie zepchnęła mnie z mostu na pewno złapaliby mnie, albo, co gorsza, zabili - w jego głosie wyczułam nutkę ironii.
- Więc właśnie dziś mi pomożesz - podeszłam do dużego okna. - Musisz odebrać skrytkę nr 2531 z banku Wells Fargo. Przedstawisz się jako Thomas Dankens. - Mój głos delikatnie zadrżał.
- Dlaczego akurat tam? - zapytał zdziwiony.
- Thomas ma tam konto i zna kilku pracowników. - Spojrzałam na ciemną furgonetkę, które zatrzymała się obok sklepu.
- Muszę tylko wkraść się do komputerów w banku i zmienić zdjęcie Thom'a na moje. Jak będę ją mieć, to dam znać. - Powiedział po czym się rozłączył.
 Robert jest geniuszem informatycznym i już nie raz pomagał nam w sprawach. Blokował dostęp do kont bankowych i przelewał wszystkie pieniądze na nasze konta. Tworzył dla nas paszporty i dowody tożsamości. Umiał wkraść się do komputerów CIA i je zhakować.
Schowałam swój telefon do kieszeni, a telefon człowieka Szweda schowała do szafki razem z łańcuszkiem. Powoli wyszłam z pokoju i rozejrzałam się dookoła, jednak w salonie było pusto. Poszłam do kuchni - tam również nikogo nie było. Z pracowni Will'a dobiegała muzyka klasyczna. Nie dawała mi spokoju chęć, aby zobaczyć, co robi. Delikatnie przechyliłam klamkę i wsunęłam się bezszelestnie do pomieszczenia. Było dość ciemno. Jedyne światło padało na Williama, który malował coś na płótnie. Przed nim rozciągał się duży ekran na którym wyświetlony był obraz "Irysy". Chłopak z niezwykłą precyzją nanosił farbę na płótno. Zdążył się przebrać z garnituru w biały T-shirt i jeansy. Stałam tak przez chwilę patrząc na niego dopóki się nie odezwał.
 - Coś się stało? - szepnął nie przerywając malowania.
- Nie nic. Skąd wiedziałeś, że weszłam? - uniosłam brew i podeszłam powoli do niego.
- Wpuściłaś światło do pokoju. Widziałem je na płótnie. - Usiadłam na kanapie w kącie pomieszczenia.
- Mam nadzieję, że nie będę ci przeszkadzać - szepnęłam i podkurczyłam nogi tak, że położyłam głowę na kolanach.
- Nie, ale ja muszę malować, póki farba, którą przyniósł Lil się nadaje - powiedział nie patrząc na mnie ani razu odkąd przyszłam. Po chwili milczenia powiedziałam.
- Chyba wiem, gdzie są dokumenty - Chłopak przestał malować i spojrzał na mnie.
- A Emily? - znów zaczął malować.
- Nie wiem, jeszcze nic nowego, ale mój przyjaciel przegląda wszystkie możliwe kamery z muzeum. Dziwię, się, że FBI jeszcze tego nie zrobiło - ścisnęłam usta w wąską kreskę.
- Nie mogą bez pozwolenia - chłopak obrócił się i wziął paletę z innymi farbami. - Muszą czekać na pozwolenie od przełożonego. - Był taki skupiony malując ten obraz. Zerkał tylko na ekran, a potem nanosił wszystkie szczegóły idealnie na płótno.
- Skąd masz tę farbę? - przechyliłam lekko głowę.
- Wszystko zasługa Lil'a. Ma swoje sposoby, może kiedyś ci pokażę – mrugnął do mnie.
Kilkanaście minut wpatrywałam się w niego, nic nie mówiąc, dopóki nie dostałam sms'a. Wyciągnęłam telefon i odczytałam Mam skrytkę, mój kumpel przywiezie ją do ciebie za kilka minut. Nie musisz wysyłać mi adresu, sprawdziłem do GPS w telefonie. Uśmiechnęłam się po czym wstałam.
- Mam skrytkę- podeszłam do Will'a i spojrzałam nad jego ramieniem, na połowę obrazu, którego już namalował.- Piękny- szepnęłam, a on obrócił głowę i spojrzał na mnie. Byliśmy bardzo blisko siebie, powoli odłożył paletą i objął mnie w pasie.
- Ty jesteś piękna- szepnął mi do ucha. Widziałam go idealnie, chociaż dookoła panował mrok. Czułam jego silne dłonie na moich biodrach. Spojrzałam w jego oczy, a on przesunął dłoń do mojej szyi i włosów. Moje serce waliło, przysunęłam powoli twarz do jego. Czułam jego spokojny oddech na moich ustach. Położyłam dłonie na jego torsie. Zadrżałam, aż kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi. Will uśmiechnął się lekko, po czym mnie puścił.
- Idź otwórz- szepnął po czym znów wziął paletę. Starałam się uspokoić oddech, zastanawiając się czemu to zrobił. Mężczyźni nigdy nie są tacy mili bez powodu. Już nie raz się o tym przekonałam, najpierw mówią, że jesteś dla nich najważniejsza, a potem celując ci z pistoletu w głowę.
Podeszłam do drzwi i otworzyłam je powoli. Stał tam tylko mężczyzna, który trzymał blaszaną skrzynkę.
- Mam nadzieję, że ty jesteś Sophie, ponieważ Robert, kazał ci to przekazać- uniósł lekko skrzynkę.
- Oczywiście, czekałam na ciebie- otworzyłam szerzej drzwi i wpuściłam chłopaka. Uśmiechnął się do mnie lekko i odstawił kasetkę na stół. Wyglądał zwyczajnie, czarna kurtka, jeansy i ciemne buty.
- Dzięki- powiedziałam po czym dotknęłam blaszanej obudowy. Dosłownie kilka sekund po tym usłyszałam tłuczenie szkła i zobaczyłam jak mężczyzna upada na podłogę. Spojrzałam w stronę okna, które zostało zbite. Szybko upadłam na podłogę, zobaczyłam chłopaka, który przed chwilą przyniósł mi kasetkę, został postrzelony w głowę. Dotknęłam jego szyi sprawdzając puls, jednak już nie żył. Przysunęłam się powoli w stronę kanapy, jednak kilka centymetrów ode mnie padł kolejny strzał. Spojrzałam na pocisk, 3 mm, pozłacany, a na górze miał znaczek róży.
- IAN- szepnęłam sama do siebie. I wychyliłam się delikatnie zza kanapy jednak na sąsiednim budynku już nikogo nie było.